Wyszukiwarki internetowe a monitoring mediów – podobieństwa i różnice
18 lipca 2018, Marek Bysaha
W dyskusjach o monitoringu mediów często tematem jest nie to, które narzędzie działa najlepiej, ale to, w czym narzędzia monitorujące są lepsze od tradycyjnych wyszukiwarek internetowych. Zwolennicy tych drugich twierdzą, że można na nich zrobić to samo, co za pomocą profesjonalnych narzędzi i to za darmo. Po co więc przepłacać?
Monitoring internetu to coraz popularniejsze narzędzie w działach PR, HR i marketingu. Rozpoczynając swoją przygodę w branży można zadać sobie pytanie – do czego potrzebny dodatkowy program służący do monitoringu internetu i social media, skoro można korzystać z Google, Binga czy Yahoo? Wiele osób zaczynając pracę z analizą danych pochodzących z internetu przekonana jest o wszechpotędze wyszukiwarek internetowych. I mimo, że są obszary, w których niezwykle się przydają, to wielu marketerów w swojej pracy wybiera aplikacje stworzone specjalnie w celu kompleksowego monitoringu internetu, prasy i rtv.
W Polsce niekwestionowanym liderem, jeśli chodzi o wyszukiwarki, jest Google, z rezultatem niemalże 98% udziału w rynku. Na naszym rodzimym podwórku zauważalne są jeszcze Bing i Yahoo. Na świecie bardzo znane są także wyszukiwarki Baidu (Chiny), Yandex (Rosja), Seznam (Czechy). Każda z nich różni się sposobem zbierania oraz punktowania i porządkowania treści – domyślnie od tych uznanych przez wyszukiwarkę za najbardziej interesujące w kontekście zapytania. Jednak wszystkie dosyć dobrze się sprawdzają się w “domniemaniu”, co jest istotne i niezwykle pomocne dla osoby szukającej. Istnieje możliwość wyszukania dokumentów po jego typie, języku, konkretnej domenie. Można znaleźć także opcję ustawienia powiadomień-alertów na dane hasła, co jest niezwykle przydatne. Przynajmniej do czasu, kiedy trzeba wykonać jakąś głębszą analizę lub odpowiedzieć na pytanie, ile wzmianek na temat marki się ukazało, jakie one miały zasięg, jak marka kształtuje się względem konkurencji. Wtedy niezbędne są programy do monitorowania mediów (np. Newspoint).
Zazwyczaj logowanie do nich następuje przez stronę www. Potem należy wprowadzić wybrane słowa kluczowe, by już po chwili uzyskać znacznie więcej danych o szukanych publikacjach.
Pierwszą zaletą, jaka rzuca się w oczy jest dashboard, w którym zaprezentowane są najważniejsze informacje, takie jak liczba publikacji, ich zasięg, strony czy profile najczęściej wspominające o marce/ produkcie.
W porównaniu do tradycyjnych wyszukiwarek, narzędzia monitorujące media oferują większą swobodę filtrowania oraz wyboru wyników (po typach mediów, dacie, autorze, zasięgu, wydźwięku….). I jest to dużo bardziej intuicyjne.
Kolejną opcją są podstawowe statystyki. Wyszukiwarki nie prezentują wykresów i nie agregują w taki sam sposób danych, jak aplikacje do monitoringu internetu, które pozwalają już w kilka sekund poznać najistotniejsze źródła czy autorów publikacji. Pokazują one nie tylko bezpośrednie wartości liczbowe (ile treści spełniających kryteria wyszukiwania zostało opublikowanych), ale i najchętniej udostępniane posty czy treści, które uzyskały największą liczbę polubień. Dostępne są również statystyki rozkładu płci autorów.
Dla osób zajmujących się wizerunkiem marki lub prowadzącym jej komunikację informacje, gdzie odbywa się dyskusja, kto jest jej liderem i jaki ona ma wydźwięk mogą okazać się kluczowe na wielu płaszczyznach. Jeśli natomiast potrzebne są jakieś inne statystyki, to zawsze istnieje możliwość wyciągnięcia pliku Excel z danymi, który następnie można poddać analitycznej obróbce i modyfikować według potrzeb.
Niektóre narzędzia monitoringu mediów, oprócz przeszukiwania internetu, oferują dane z mediów tradycyjnych (prasa, RTV). A to oznacza, że w jednym miejscu zagregowany jest przekrój informacji z różnych mediów. A co za tym idzie – istnieje możliwość swobodnego porównywania marki i jej konkurencji na wielu płaszczyznach.
Może się niestety zdarzyć też tak, że treść zaindeksowana w Google nie pokaże się w panelu, jednak praktyka wskazuje, że zarówno pod względem ilości treści, jak i ich aktualności, programy do monitoringu internetu skierowane na rynek polski są bardziej szczegółowe od wyszukiwarek. I do tego nie tak zaspamowane i niepodatne na działania pozycjonerów. Trzeba wiedzieć o tzw. technikaliach: wyszukiwarka prezentuje wszystkie dokumenty, które zostały zaindeksowane i do których robot indeksujący dotarł za pomocą hiperłączy (z pewnymi wyjątkami). Monitoring natomiast prezentuje tylko wyniki istotne dla marek – o bazę dokumentów dbają ekipy administratorów a roboty nie mają tak dużej swobody. W monitoringu liczy się ilość i data publikacji a nie miejsce w rankingu prezentowanych wyników.
Największą zaletą monitoringu jest jednak możliwość oszczędzania czasu. Potencjalnie istnieje możliwość uzyskania takich informacji wyłącznie z Google i wyszukiwarek na serwisach, jednak dziś ciężko sobie wyobrazić pracę w ten sposób, szczególnie w przypadku marek bardziej widocznych w mediach. Jak często wchodziliście na kolejne podstrony z wynikami wyszukiwania? Zazwyczaj skupiamy się na TOP 10 wyników. Mało kto wie, że nawet jeśli wyszukiwarka wskazuje na miliony wyszukanych dokumentów to dostęp mamy tylko do ograniczonej ich liczby. Zazwyczaj jest to góra tysiąc dokumentów. A jak dotrzeć do pozostałych? W monitoringu robimy ograniczenie datą publikacji.
Większość aplikacji do monitoringu mediów posiada swoje bezpłatne wersje próbne, więc istnieje możliwość łatwego i bezkosztowego przetestowania ich możliwości.
Jak to zazwyczaj bywa w dyskusjach typu “co jest lepsze”, tak i tu odpowiedź jest jedna: to zależy. Wyszukiwarki internetowe świetnie spełniają swoją funkcję – pozwalają szybko znaleźć treści, których szuka internauta. Jednak jeżeli chodzi o profesjonalną pracę nad dużą liczbą danych i monitoring marki, to zdecydowanie lepszym wyborem okazują się narzędzia właśnie specjalnie do tego stworzone.